21.6.10

Poweekendowo

Tak więc Ise jest już po maratonie filmowym. Udało się nie zasnąć w kinie, oglądając 3 filmy z rzędu. Tylko na ostatni spóźnili się 5 minut, ale to nic. Ludzi było w cholerę i zdecydowanie dało się zaobserwować upadek obyczajów. Gadanie głośno przez pół filmu i... opieranie nóg o fotele chyba nie jest oznaką kultury, no ale to widocznie jakieś nowe zasady, o których Ise nie słyszała...

Na pierwszy ogień poszedł Sherlock Holmes. Bardzo dużo akcji, świetnie uchwycony Londyn XIX-wieczny, ładne zdjęcia, ale... To nie był zdecydowanie sir Artur Conan Doyle. Za to faktycznie kojarzył się z House'm. Nawet Główny Zły przypominał Ise trochę... Tauba z serialu.

Furia. Miejscami przesadzona, amerykańskie lęki, dużo strzelaniny, a kończy się tak jak w greckiej tragedii.

Ostatni był film Woody'ego Allena Co nas kręci, co nas podnieca. Zdecydowanie najlepszy z wszystkich. Świetna komedia. Ise nie ma czego się przyczepić, zresztą to Nika jest od filmów...

W sobotę za to z Zabrzaninem obejrzeli bitwę wyrską. Wszystko fajnie tylko taki przeciętny widz nie dowiedział się w sumie, dlaczego ta bitwa była taka ważna, a na końcu inscenizacji okazało się, że... niby Polacy odbili wieś.

Widzów było sporo, mnóstwo stoisk z militariami, budów, a najwięcej było stoisk Marki Pewnego Pobliskiego Piwa. W każdym razie Ise z Zabrzaninem wypróbowali swoją celność. Nie zdobyli jednak ani piwa ani maskotki, tylko różyczkę (sztuczną) na pocieszenie. Uraczyli się za to goframi. Schronu niestety nie zwiedzili, bo kolejka była zbyt duża.

Weekend się jednak skończył i trzeba było wrócić do rzeczywistości sesyjnej. Na szczęście Ise jest już zaopatrzona w dobry, choć nie dokończony jeszcze skrypt. Trzeba tylko wybrać dobrą miejscówkę, mieć trochę farta i może się uda zdać. A pracę na TI, jak się okazało, można przynieść później. Więc jest jeszcze jakaś nadzieja.

6 komentarzy:

Arturek pisze...

Ty się ucz a nie na farta liczysz :D. Bierz ze mnie przykład. A co do filmów to było ok, poza tymi ubytkami w wychowaniu małych bachorów, którzy swoim intelektem dotrzymują kroku kwitku doniczkowemu. Hmmm..., po pewnym namyślę stwierdzam, że nawet kwiatek zachowałby się w kinie lepiej :D. Bitwa wyrska ciekawa :D chodź pewien ochroniarz błyszczał bardziej niż żołnierze polscy i niemieccy.

Inka pisze...

Uwielbiam, jak reżyser mnie docenia, a Allen niewątpliwie tak zacną personą jest. Toteż na seansie pękałam z dumy, że wszystko rozumiem, co za cudowne uczucie! :)

Arturek pisze...

Ostatnio nie ma się z kim kłócić na tym blogu :D

Anonimowy pisze...

ja do Woody'ego jeszcze się zabieram, ale to po ostatnim egzaminie.
szacun, że przeżyłaś Sherlocka, ja dotarłam do kolacji i się poddałam. bardzo kiepski film, przespałabym go xD

Ise pisze...

Ale ja się wcale nie nastawiałam na jakieś ambitne kino ;) Ale fakt, scena kolacji była okropna. W tym momencie było widać jak bardzo to NIE jest Holmes...

Arturek pisze...

Zaś zrzędzicie. Film był fajny :D choć nie miał wiele wspólnego z prawdziwym Sherlockiem. Kolacja była też ok. Jedyna wada to za bardzo tym Housem zalatywał, które tak nie cierpie.