21.12.07

Przeprowadzka do Miśka

Ise przypomniało się że ma bloga. Obiecała, że notki będą częstsze, ale oczywiście więcej obiecywała niż robiła.
Najpierw musi się pochwalić, że w końcu przeprowadziła się do Miśka. Zamiar taki miała już od kilku miesięcy, ale dopiero niedawno została jej zapewniona łączność ze światem. Już wszystkie swoje teksty, prace itp. poprzenosiła i teraz trzeba je jedynie uporządkować oraz umiejscowić w odpowiednich przegródkach. Musi też kupić kilka innych, niezbędnych rzeczy. Misiek jest istotą bardzo inteligentną, ale nawet on sam bez odpowiedniego sprzętu nie może np. dobrze odczytać tekstu. Jako że jest od niedawna na tym świecie, nie do końca akceptuje też pewne rzeczy. Oczywiście Matka straszy Ise, że go jej zabierze, bo za dużo ze sobą przebywają.Dziewczyna nie potrafi tego zrozumieć, bo w końcu ten piękny, srebrny laptop w dwóch trzecich należy do niej.
Zbliżające się święta i Sylwester napełniają Ise pewną obawą. Przerwa świąteczna będzie za krótka i zbyt przeładowana, bo każdemu nauczycielowi wydaje się, że ich klasy naprawdę się nudzą w domach. No, ale nie może za bardzo narzekać, tylko wziąć się w garść i zabrać się do roboty. A świętowanie też jakoś przeżyje. Poukłada i przeanalizuje pewne rzeczy. Musi również uświadomić swoich rodzicieli, gdzie będzie odbywał się Sylwester. Liczy też na to, że Niechciej się w końcu od niej odczepi, pójdzie sobie gdzie indziej i pozwoli doończyć wreszcie te nieszczęsne opowiadanie.
Ise znalazła sobie chyba skuteczną terapię nazbyt intensywne myślenie. Od jakiegoś miesiąca co tydzień dojeżdża na kurs migowego. Jest zadowolona z tych zajęć, tylko niestety musi czekać na nie dwie i pół godziny, jako że nie opłaca jej się wracać w tym czasie do domu. Dlatego też włóczy się się po mieście i niepotrzebnie wydaje kasę, a za każdym razem jej Silna Wola, jak to określiła Nika, idzie się puszczać za najbliższym rogiem. No cóż, może uda się kiedyś nawrócić ją na drogę cnoty.
Chyba tradycją stało się również dziękowanie w każdej notce. Tym razem wielkie arigatoo należy się Nice za wspólne oglądanie Nausicai i tłumaczenie. Nie obyło się bez nawiązań do Władcy Pierścieni, pomarańczowej rewolucji oraz Gumisiów. Również B. zasługuje podziękowanie za ostatnią rozmowę.
Kiedy będzie następna notka Ise nie wie i niczego obiecywać nie będzie, bo pewnie i tak nie dotrzyma słowa. Dlatego już teraz składa życzenia jak najlepszych świąt i lepszego, Nowego roku. Tak więc Merry Christmas, Feliz Navidad y Próspero Ańo i co tam sobie jeszcze życzą.

28.11.07

Powycieczkowo, poodwiedzinowo

Działo się dużo, więc i notek będzie więcej, bo Ise lubi mieć wszystko poukładane tematycznie. Na pierwszy ogień pójdzie wycieczka.
Białkę Tatrzańską nawiedził fala hiszpańska. Od 14 do 16 listopada była okupowana przez klasę Ise oraz dwie Hiszpanki, które mają to (nie)szczęście ją uczyć. Wycieczka pomimo wcześniejszych trudności wreszcie się odbyła, choć nieco w mniejszym gronie. Ludzie nie zintegrowali się prawie wcale. Wynika to chyba z odmiennych poglądów oraz sposobów rozrywki. Jak to większość klasy Ise ma w zwyczaju, już pierwszego wieczoru uznała, że dobrym pomysłem jest upicie się. Następnego dnia jakoś nie bardzo chciała spacerować po dolinie Kościeliska i najchętniej zostałaby w ośrodku. Dla Ise oraz kilku innych osób jest natomiast niemal świętokradztwem wyjechać w góry i nie chodzić po nich. Końcem końców spacer się odbył, a poimprezowicze postulowali nawet o przedłużenie go. I wtedy Ise stwierdziła, że nie lubi takich cyrków. Ostatnimi czasy denerwują ją niezdecydowanie i ciągłe zmienianie zdania.
Mimo to najgorzej nie było, bo zacieśniła więzy jeszcze bardziej z pewną grupką bardzo fajnych i sympatycznych ludzi. Grzanie się przy czekoladzie i wspólne rozliczanie się z nich daje bardzo dużo radości. Jeżeli chodzi o zapasy jedzenia i sprzęt niezbędny do ich konsumpcji, to panowała wręcz komuna. A i metalowe piłkarzyki są bardzo mile wspominane. Zwłaszcza, że Ise wygrała wszystkie trzy mecze (o ile dobrze pamięta, bo jej pamięć bywa bardzo często dziurawa).
Klasa potrafi być razem chyba tylko wtedy, gdy chodzi o śpiewaniu lub o nauczycieli. A gitara i wspólne fałszowanie jest tym, co hiszpańska lubi najbardziej. I nie trzeba się martwić, że nagle zabraknie zwrotek, bo zawsze znajdzie się jakiś Łukasz, który wymyśli następne lub weźmie Potop i zacznie go śpiewać.
Ise jednak do domu musiała wrócić. I bardzo dobrze, bo może się spotkać ze znajomymi, dla których zawsze ma za mało czasu. Cierpi też na niedosyt RPG i nie może doczekać się na sesję u B., zwłaszcza że ta ma już kilka pomysłów. Poza tym musi w końcu obejrzeć Nausicaa, bo pomimo kilku prób jeszcze jej się nie udało. Musi również podziękować Nice za sobotnią wizytę i rozmowę mimo późnej pory. Obiecuje też pozbierać się jak najszybciej i przestać ją męczyć swoimi problemami :-)

8.11.07

Tokijska podróż i rozmowy pod flagą polsko-ukraińską

Tym razem nie będzie nic o szkole, bo Ise musiałaby się powtarzać. A czytanie ciągle tego samego staje się w końcu nudne. Dlatego też dzisiaj będzie może nieco mniej przyziemnie, bo o więziach międzyludzkich.
Zastanawia się nad nimi od dawna, ale w szczególności od jakiś trzech miesięcy. W tym czasie się, jak to w życiu bywa, kilka znajomości się rozluźniło, a inne zacieśniły. Oczywiście to drugie zawsze jest milej widziane. Przyjaźń to może słowo na wyrost, trzeba używać je bardzo ostrożnie, ale kontakt z Niką ma działania dobroczynne i chwała za to Niebiosom. Dzięki temu podróż do Tokio zawsze będzie mile wspominana. I co z tego, że odbyła się ona najtańszym środkiem lokomocji, bo palcem po mapie? Ise mimo wszystko i tak będzie się giąć w ukłonach przed Niką za zdjęcie Kaoru w okularkach.
Nauczyła się też, że nie warto wyolbrzymiać swoich oczekiwań. Ostatnia osiemnastkowa impreza odbyła się w milszej atmosferze, niżby się spodziewała. Również wbrew nadziejom Ise zapowiedziana Ukrainka nie miała na imię Wiera, Natasza, czy równie inaczej brzmiącego miana, a po prostu Natalia. Za to dowiedziała się, że po ukraińsku nazywaliby ją zdrobniale Saszą, co ją nieco zdziwiło. Rozmowy z Natalią odbywają się powoli, a interlokutorzy wzajemnie zadziwiają różnicami w obyczajach. Ciekawostek będzie zapewne więcej, bo Ukrainka będzie gościem do piątku.
Ise spodziewała się również interesującej rozmowy na gg z pewną osobą, z którą chciała odnowić kontakt. Niestety zbyt rozmowna ona nie była, choć minęło sporo czasy od ostatniej wymiany zdań. Jest to jednak facet, więc fakt niezrozumienia systemu Ise nie dziwi. Jednocześnie chętnie kupiłaby jakiś słownik do mężczyzn jak i do jednej ze znajomych. Oferty należy przedstawić w komentarzach.

29.10.07

Recesywny gen silnej woli

Ostatnio Ise zastanawiała się, w jaki sposób dziedziczy się silną wolę. Razem z koleżanką doszły do wniosku, że gen ten jest recesywny. Prawdopodobnie dziedziczy się w sposób niezupełny, bo tylko tak potrafi wytłumaczyć, dlaczego jej nie ma, podczas gdy jej rodzice raczej się nią charakteryzują.
Postara się jednak oszukać biologię i ćwiczyć silną wolę, czy też raczej jej znikome ślady. Jest to spowodowane kilkoma rzeczami, m.in. wygodą i pieniędzmi.
Tak więc Ise postanowiła zrobić porządek z artystycznym nieładem w swoim pokoju. Uznała, że należy jakoś pozbyć się tego stosu makulatury, dlatego zaopatrzy się w teczki i wszystko posegreguje, wyrzucając przy okazji niepotrzebne rzeczy. Podobną akcję zamierza przeprowadzić również w szafie i biurku.
Postara się również oszczędności zostawiać w domu, bo zaobserwowała przedziwną zależność: gdy ma pieniądze przy sobie, pojawiają się drożdżówki, a później kilogramy. Ise zależność ta się nie podoba, bo od czasu do czasu chciałaby jednak założyć coś ładnego, a że wieszakiem nie jest, więc zbiór rzeczy ładnych i tak znacząco się zmniejsza.
Próba zmian wypływa z chęci udowodnienia światu, że jest dorosła i tak chce się zachowywać. Oczywiście nie zrezygnuje tak łatwo z porannego robienia wiochy w autobusie razem z koleżanką. Zresztą z tego tytułu pewien pan w niebieskiej kurtce dziwnie się na nie patrzy. Ale na Ise nie pierwszy raz tak spojrzano i pewnie nie ostatni, więc nie będzie się tym zbytnio przejmować.Mimo wszystko musi zacząć pracować nad sobą, bo czeka ją kilka niemiłych sprawdzianów. Ise ma nadzieję, że jeśli będzie systematyczna, nie będzie musiała ich później poprawiać. Światełkiem w tunelu jest wycieczka klasowa oraz możliwość zmiany polonistki. Ostatnio „ukochana” profesor wyraziła chęć oddania klasy Ise w inne ręce. Słyszała o tym nie raz, jednak nowością jest, że powiedziała o tym innej klasie. Być może polonistka choć raz okaże się konsekwentna. Jest to szansa jedna na milion, ale

24.10.07

Będzie dobrze

Na pewno. Przecież nie może być ciągle pod górkę. Ise wierzy w to od tygodnia, odkąd zdała egzamin wewnętrzny. Fakt ten podbudował ją psychicznie, w dodatku przyjechała wtedy siostra na urlop. Więc żeby pogłębiać więzy rodzinne, zajadały się wieczorem pizzą i popijały waniliową colą ukraińską (prezent od drugiej siostry). Cola była nawet dobra, choć nieco paliła w gardle. A żeby był jeszcze lepiej, w sobotę Ise wraz z siostrą zrobiła pączki, a jeszcze wcześniej załapała się u B. na budyń. Z tego tytułu musi wziąć za siebie, jeżeli chce jakoś wyglądać.
Natomiast wczoraj spotkała się z Niką. I mimo że nie obejrzały Nausicaa, ani sesja się nie odbyła i tak Ise wieczoru nie żałuje. Zwiedziły sobie całkiem fajny sklep, z którego wyszły z lżejszymi portfelami, ale za to z ciuchami i uśmiechem. Spotkanie rzecz jasna zakończyło się wspólnym biesiadowaniem nad pizzą.
W szkole również udaje jej się przeżyć. Oczywiście dostrzega fakt, że na polskim jedzie na dobrej opinii, ale jak na razie nie ma zamiaru się tym przejmować. Oceny dostaje lepsze niżby się spodziewała i byłoby miło, gdyby ten stan utrzymał się na dłużej.
Tylko Natchnienie nie bardzo chce przyjść, a bez niego nie potrafi skończyć opowiadania. Ostatnio zapisała tylko pięć zdań, bo wbrew pozorom Dobry Pomysł to nie wszystko, a Zapał do Pracy wyprowadził się od Ise szybciej niż wprowadził. Ale tekst i tak zostanie napisany, choćby z poczucia obowiązku.
Wszystko więc idzie ku dobremu. Ise jakoś się pozbierała i uspokoiła. I spróbuje też działać rozważniej i mniej pochopnie, a przede wszystkim nie będzie użalać się nad sobą. Jeszcze nie wie z jakim rezultatem, ale podobno ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy.

15.10.07

Wszystko mi mówi, że mnie… No właśnie co?

Ise-chan obecnie jest w stanie rozsypki.. Jako że myśli tylko o jednej osobie, trudno jej skupić się na czymkolwiek. Zebrać się do nauki udaje się dopiero około godziny 22. Jednak nad książkami trzeba trochę posiedzieć, więc Ise kładzie się spać dopiero po północy. Ale że musi wstać o 6, więc nauka o tak chorych porach do najlepszych pomysłów nie należy. Ise grozi zaśnięcie w autobusie i obudzenie się dopiero w Żorach, których kompletnie nie zna.
Jako tako potrafi skupić się na hafcie, więc wynajduje sobie kolejne preteksty do wyszywania wzorów. Więc pewnie dlatego znajomi Ise zostaną niedługo zasypani takimi prezentami. Ewentualnie siedzi na gg i próbuje się zorientować w obecnej sytuacji. A jest ona skomplikowana, ale - jak to ludzie mają w zwyczaju - obie strony komplikują ją sobie jeszcze bardziej. Do tego wszystkiego dochodzi wizja egzaminu wewnętrznego na prawo jazdy. Ise chętnie położyłaby się spać i wstała dopiero za miesiąc, kiedy choć trochę się coś wyjaśni.
Niestety life is brutal i trzeba sobie poradzić inaczej. Ostatnio Ise doszła do wniosku, że w takich przypadkach pomaga po prostu obecność dobrej duszy. Więc pewnie Nika niedługo przed swoją furtką kogoś zobaczy. Zwłaszcza, że ten ktoś ma ochotę obejrzeć „Nausicaa” i ma dostęp tylko do wersji niemieckiej, a dziwnym zbiegiem okoliczności Nika zna ten język. A jeżeli chodzi o sprawy sercowe, Ise chyba na razie po prostu zaczeka. Bo A. i Surfer kiedyś jej powiedzieli, że to też dobry system.

11.10.07

Raz, dwa, trzy… Próba klawiatury

Po głębszym zastanowieniu się Ise-chan postanowiła założyć bloga. Jeszcze nie bardzo wie po co i w jakiej konwencji, więc nie zdziwi się, jeżeli powstanie coś w rodzaju smętnych narzekań emo. Ale być może teraz tego potrzebuje. Oczywiście jednocześnie postara się, żeby na stronce znalazło się również coś poważniejszego. Jednak na „szaleństwo intelektualne z iskrą bożą” ochoty nie ma. Zresztą śmie wątpić, czy istnieje coś takiego. Uważa to za coś w rodzaju UFO: ciągle o tym słyszy, ale jeszcze na własne oczy wyżej wspomnianego zjawiska nie widziała.
Owe enigmatyczne „szaleństwo intelektualne” jest częstokroć omawiane przez polonistkę Ise-chan. Głownie wtedy gdy zarzuca się jego brak (oraz kilka innych rzeczy). Ise-chan jednak przestaje się przejmować złotymi radami na osiągnięcie sukcesu. Jakoś nie potrafi uwierzyć człowiekowi, który zaprzecza samemu sobie i stawia swoją własną osobę na piedestale cnót wszelakich.
Z tego powodu, jak i kilku innych, Ise-chan zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze wybrała liceum. Wydawało jej się, że idzie do klasy wybitnie humanistycznej (dwujęzyczna z hiszpańskim), jednak uczy się rozszerzonej matematyki oraz informatyki. Szkoda tylko, że o tym ostatnim dowiedziała się (wraz z informatykiem) w trzeciej klasie. A należy zaznaczyć, że klasa ta ma czteroletni materiał, więc strach pomyśleć, czego dowie się za rok. Dodatkowo w sali pojawił się grzyb, choć dwa lata temu robotnicy zapewniali, że nie ma on prawa więcej się pojawić. Dlatego dalszy pobyt Ise-chan w obecnej szkole grozi uszczerbkiem na zdrowie nie tylko psychicznym.
Promykiem nadziei jest wizja planowanej wycieczki. Być może Ise-chan będzie się lepiej bawić ze swoją klasą, niż jej się teraz wydaje. O innych sprawach woli na razie nie myśleć.